- Tak panie-
chłopiec skłonił się w pół.
- Podoiłem
decyzję, chce dziewczynę- palił spokojnie papierosa. Świat umarł po co miał się
martwić o swoje zdrowie, był na to za bogaty.
- Jaką
panie?
- Niech los
zdecyduje.- żółcił papierosa w trawę. Nic się nie zapaliło, bo ta trawa nie
była trawą, tylko czymś co powinna ją przypominać. Powinno pachnieć jak trawa i
być w dotyku jak ona, ale tylko słońce mogło ją taką zrobić, a słońca było za
mało by ta trawa mogła je zabierać. On "Pan" miał jasną skórę. Jak
większość. Ale jego cera była zdrowa, naturalna, nie jak większości ludzi.
***
Sprzedano ją. Nic nowego w tym świecie. Niewypłacani dłużnicy chwytali się
wszystkiego. Wiele rodzin tak robiła, rodzice sprzedawali córki, sprzedano ją i
wysłano do szkoły dla służących, niewolników. Mieli służyć w każdy sposób swoim
panom. On ustanawiał zasady których musieli się trzymać. Nauczono ją tego,
umiała się dopasować w każdej sytuacji i wiedziała to. Wiedziała jakie było jej
życie wcześniej, powiedzieli jej, a ona sama miała tylko jedno wspomnienie. Jak
jeden z kupców dał jej lizaka, a tata nie był zadowolony, za tego lizaka mógł
kupić naprawdę dużo, a ona go zaczęła lizać i już nie nadawał się do sprzedaży.
On już dostał pieniądze od "szkoły", wszyscy dostają je od razu po
sprzedaniu. Nie miała do rodziny żalu nie miała o co. Już nie miała. Po prostu
zablokowała wspomnienia, nauczono ją tego. Sprawdziła czy żaden kosmyk nie
wyślizgnął się z jej idealnego koka, musiała być idealna dla pana. Poprawiła
sukienkę. Wzięła w jedną rękę skórzaną walizkę, jej dobytek, w którym nie
znajdowało się dużo rzeczy, prawie nic, nic dzięki czemu mogłaby stąd uciec i
żyć. Zdarzały się takie przypadki, ale potem znajdowano tych ludzi, tak
odwodnionych, że zaczynali widywać oazy, które przecież nie istnieją, albo
wypalonych ludzi przez słońce z resztkami zdrowej skóry. Ona nie ucieknie, ma
służyć panu i to jest jej zadanie, jedyna rzecz do której się nadaje. Zastukała
kołatką z ryczącym lwem.
- Słucham?- drzwi lekko się uchyliły.
- Ja ze szkoły.- drzwi otworzyły się szerzej. Nie patrzyła w oczy, obcy nie
mogą, mówi o tym etykieta.
- Proszę podnieść wzrok panienko, pan się ciebie spodziewał- powiedział.
Wykonała rozkaz. Szli przez długi korytarz. Świat cofnął się by odnowić się,
jest XVI wiek. Na ścianach wisiały ogromne obrazy zapewne rodziny pana. Z drzwi
odchodzących od korytarza wyszedł mężczyzna. Służący który otworzył drzwi
usunął się mu z drogi. Dotknął jej policzka i się uśmiechnął. Zabrał rękę.
- Pawlak daj panience krem z aloesu- zwrócił się do sługi.
- Tak panie- Pawlak pokazał dłonią gdzie ma iść dziewczyna.
Przeszli przez parę drzwi potem weszli na 2 piętro i idąc korytarzami
dziewczyna zdała sobie sprawę, że już nie wie gdzie jest. Pawlak otworzył drzwi
i wskazał dłonią by weszła.
- Na łóżku ma panienka krem, jak się panienka wysmaruje to zapraszam na
kolację.- zamknął drzwi.
Wzięła krem do dłoni.
-Na oparzenia- przeczytała na głos. Musiał być bogaty by coś takiego kupić.
Nałożyła krem na policzek, od razu się wchłonął. Dotknęła kiedyś nakremowanego
miejsca, ale miękka skóra. Wysmarowała się praktycznie cała. Potem założyła z
powrotem granatową sukienkę czuła się idealnie. Nigdy nie miała w rękach
takiego kremu. Postanowiła zostawić tu walizkę i zejść na dół. Usłyszała
pukanie.
-Proszę- dowiedziała.
-Pan oczekuje panienki na dole.- nie wszedł do pokoju. Otworzyła drzwi.
-Zaprowadzi mnie pan?-otworzyła drzwi
- Oh, tak, proszę za mną- ruszył przed siebie. W prawo, w lewo, prosto w
drzwi w prawo, a może w lewo, już nie wiedziała.
***
Jest to kawałek mojego nowego opowiadania dajcie znać jak wam się podoba i jak wam idzie z zagadką? Może jest zza trudna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz